Ponad 2 tysiące lat historii mają za sobą świątynie, które ukryte są w jaskiniach w miejscowości Dambulla. Brzmi intrygująco i tajemniczo. Zastanawiałam się jednak, ile magii tego miejsca pozostało w dzisiejszych czasach? Czy przez rozwój turystyki zostało całkowicie odarte ze swojej aury? Czy może zdołało zachować swój pierwotny charakter? Ponoć jeśli malowidła i posągi w świątyniach buddyjskich zostają nadszarpnięte upływem czasu i tracą swój pierwotny wizerunek, stają się zamazane, niewyraźne lub zdeformowane, wierni przestają te miejsca odwiedzać i traktować jako święte.* Czy tak było w tym przypadku?
Kurz i pył w Dambulli
Dambulla najczęściej jest szybkim przystankiem dla turystów przemieszczających się z Kandy w kierunku Sigiryi lub Anuradhpury. Miasto nie jest duże ani zbytnio ładne i w zasadzie nie dziwię się, że zazwyczaj turyści znajdują się tutaj tylko przejazdem. Miasto nie zapada w pamięć; nie licząc świątyń i ogromnego (i ogromnie kiczowatego) posągu Buddy, nie ma tu nic ciekawego. Główna ulica to jeden wieki tuman kurzu, pyłu i smogu, w oko rzucają się brudne okna budynków i kilka zakurzonych sklepików. Zapadający zmierzch, szarówka, pochmurne niebo i siąpiący z niego deszcz tylko potęgowały to wrażenie. Dambulla wydała nam się niezbyt przyjazna.
Spędziliśmy tam jedną noc, w pięknym, zadbanym, nowym hotelu, na uboczu, który kosztował w zasadzie grosze. Kolację chcieliśmy jednak zjeść “na mieście”, aby nieco je poznać i trochę pospacerować. Deszcz jednak nie odpuszczał, trzeba było więc czym prędzej wybrać jakąś knajpę. Mieliśmy do wyboru może 4 czy 5 “restauracji”, wybraliśmy więc “pierwszą lepszą”. Sala jak na wesele, ale w środku pusto. Podłoga nie myta od ładnych paru dni, stoły zresztą chyba też. Porozkładane na nich sztućce też wątpliwej czystości. No trudno – kelner/manager tak się ucieszył z naszego widoku, że głupio nam było wychodzić. Zresztą wątpię by w sąsiednich knajpach było lepiej, bo wszystkie wyglądały podobnie. Menu standardowe: noodle, rice & curry, kotthu. Zamówiliśmy, a po chwile talerze wjechały na stół. Nieopatrznie strąciłam na podłogę widelec – to nic, kelner szybko podniósł go i ku mojemu zdziwieniu położył go… wprost w moim talerzu. Nawet nie miałam siły się denerwować – popatrzyliśmy z A. na siebie i po prostu wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Ale jednak odłożyłam brudny widelec na bok i sięgnęłam po inny… Jedzenie tym razem było średnie, poza tym na rachunek czekaliśmy wieki, ale jak zwykle serdeczność i przyjazne nastawienie pracowników lokalu zatarły złe wrażenie. Po wyjściu z restauracji dookoła panował już mrok. Przejechaliśmy się tylko główną ulicą, ale nic, oprócz wspomnianej już niezwykle kiczowatej buddyjskiej świątyni z ogromnym wizerunkiem Buddy, w nocy imponująco podświetlonym, nie przykuło naszej uwagi. Ze zwiedzaniem świątyń i tak musieliśmy czekać do rana.
Rangiri Temple – świątynie w jaskiniach
Nazajutrz o poranku skierowaliśmy się wprost do słynnych Cave Temples – świątyni zlokalizowanych w jaskiniach. Tym razem deszcz nie zaczekał do popołudnia i od rana siąpił z nieba, na szczęście bardzo delikatnie. Dojazd do świątyń był dobrze oznakowany, drogowskaz pokazał zjazd z drogi głównej, a później już tylko jakiś czas prosto. U stóp świątyni kupiliśmy bilety (dla obcokrajowców 10 USD od osoby – można było nawet zapłacić w dolarach) i wspięliśmy się po kamiennych schodkach kilkadziesiąt (-set?) metrów w górę tuż pod bramę, gdzie etykieta świątynna nakazywała zdjęcie obuwia i dalsze podążanie pieszo. Tym razem głównie po płaskim kamieniu, chociaż już nieco mokrym, a więc i śliskim. Mimo dosyć wczesnej godziny zwiedzających było już sporo – w większości Azjatów. Ostrożnie przeszliśmy przez główną bramę i naszym oczom ukazał się wciśnięty w skałę biały budynek.
W okolicach Dambulli znajduje się około 80 świątynnych jaskiń. W kompleksie Rangiri Dambulla Cave Temple jest ich pięć, które kryją 153 posągów Buddy (oraz pojedyncze posągi królów Sri Lanki i różnych bóstw jak Vishnu i Ganesha) oraz ponad 2100 metrów kwadratowych fresków.
Pierwsza jaskinia nazywana jest Devaraja Viharaya, po angielsku Cave of the Divine King, co można przetłumaczyć jako Jaskinia Boskiego Króla lub temple of the King of Gods, czyli Świątynia Króla Bogów. Według podań jaskinia zawdzięcza nazwę bogu Sakka (Króla Bogów), który przyczynił się do jej powstania. Jaskinia ta jest bardzo mała i ciasna, a w środku znajduje się 14-metrowej długości posąg Buddy w pozycji leżącej, w tzw. parinirwanie (przejście w stan nirwany), z ciekawie pomalowanymi stopami. Statua wyrzeźbiona jest z litej skały. W tej jaskini znajduje się też posąg Vishnu.
Kolejna jaskinia, to Maharaja Viharaya (the Temple of the Great Kings), duża i jedna z bardziej spektakularnych. Jej nazwa pochodzi od posągów dwóch królów, które znajdują się w środku. Uważa się, że w budowę tej świątyni zaangażowany był w I wieku przed naszą erą król Vattagamani Abhaya i to jego pomnik można tam zobaczyć. Drugi wspomniany pomnik przedstawia króla Nissankę Malla, który w XII wieku pozłocił 50 posągów. Oprócz nich w świątyni znajduje się kilkadziesiąt posągów Buddy w różnych mudrach, a także imponujące malowidła na ścianach i suficie jaskini. Najważniejszy posąg w tej jaskini to znajdujący się naprzeciwko wejścia Budda stojący pod makara torana – ozdobnym łukiem, w pozycji tzw. abhaya mudra, z podniesioną prawą dłonią z wyprostowanymi palcami. Pozycja ta symbolizuje gest opieki. Uwagę zwraca też okrągła stupa z czterema posągami Buddy – każdym zwróconym w inną stronę.
Kolejna jaskinia to Maha Alut Viharaya (New Great Temple). Jest nieco mniejsza od poprzedniej, ale równie ciekawa. W środku zobaczyć można m.in. posąg króla Kirti Sri Rajasinha, XVIII-wiecznego władcy, reformatora buddyzmu, a także dziesiątki posągów Buddy, w tym jeden przypominający ten z pierwszej jaskini. Malowidła z tej jaskini wykonane są w stosowanym w XVIII wieku stylu Kandy.
Czwarta jaskinia – Pachima Viharaya (Western Temple) jest już dużo mniejsza. Najważniejszy posąg Buddy przedstawia go w pozycji dhyana mudra, czyli medytującego, ze złożonymi dłońmi. Na koniec równie mała, Dewana Alut Viharaya (Second New Temple), z leżącym Buddą oraz kilkoma hinduistycznymi bóstwami.
Świątynie w Dambulli to ciekawe spotkanie z kilkoma wiekami buddyzmu na Sri Lance, który jak możemy zaobserwować, mieszał się z hinduizmem. Aby z wizyty w tym miejscu wyciągnąć jak najwięcej, przy wejściu do świątyni można zakupić sprzedawane przez mnichów foldery i książeczki z historią świątyni i buddyzmu na Sri Lance. Ale świątynie warte są obejrzenia nawet z samych względów estetycznych.
***
*Pisała o tym Magdalena Gołębiowska w książce “Daleko. Buddyjskie Królestwo Mustangu”.
Dodaj komentarz