W drodze z Anuradhapury do Pollonnaruwy zboczyliśmy nieco z głównej trasy by dojechać do ukrytych w lesie, niezbyt popularnych ruin Ritigala.
Droga, w którą skręciliśmy z drogi głównej była wąską dróżką prowadzącą wśród pól, dookoła nie było praktycznie nikogo, nie licząc grupki dzieci, które próbowały nam sprzedać jakieś owoce. W kilku miejscach na drodze było obniżenie, przez które w trakcie pory deszczowej i ulewnych deszczy mogła przepływać woda, a tym samym droga stawała się nieprzejezdna. Na szczęście póki co było sucho, więc mogliśmy spokojnie przejechać. Po kilku kilometrach nawigacja skierowała nas w boczną dróżkę, już nie asfaltowaną. Zastanawialiśmy się, czy faktycznie możliwe, aby to była droga dojazdowa do ruin – ot, wydeptana wąska ścieżka prowadząca przez las. I to kilka kilometrów! Okazało się, że owszem, była to jedyna możliwa droga dojazdu, po której o dziwo jeździły nawet duże autobusy! Na miejscu stał właśnie jeden z takich wycieczkowych autokarów i dwa tuk tuki.
Oczywiście nasz przyjazd lokalnym środkiem transportu wzbudził duże zainteresowanie, zarówno pracowników jak i małp, które natychmiast zaczęły zaglądać do naszego tuk tuka w poszukiwaniu jedzenia. Na szczęście pracownicy Department of Archeology of Sri Lanka pozwolili nam schować rzeczy do swojej kanciapy. Kupiliśmy bilety i ruszyliśmy w stronę ruin. Za nami zaczął iść pewien mężczyzna oferując usługi przewodnika. Nie za bardzo byliśmy zainteresowani, tym bardziej że nie wyglądał na oficjalnego przewodnika, ale był bardzo zdeterminowany, więc stwierdziliśmy, że co tam, możemy te 1500 rupii wydać.
Była to słuszna decyzja, bo bez przewodnika w zasadzie ciężko byłoby samemu zorientować się w terenie i poznać historię ruin. Przeszliśmy obok sporych rozmiarów basenu, który w porze deszczowej napełniał się wodą i ktory kiedyś mógł służyć do rytualnych kąpieli przed wejściem do klasztoru, minęliśmy robotników karczujących dżunglę i wąską ścieżką zaczęliśmy piąć się w górę (ubranie japonek nie było dobrym pomysłem).
Legenda
Jak prawie z każdym religijnym miejscem na Sri Lance, również i z tym wiąże się legenda. Według niej Hanuman, hinduski bożek i oddany sługa Ramy, podróżował niegdyś nad Ritigalą i przez przypadek upuścił tu kawałek himalajskiej góry, którą miał przetransportować z Indii na Sri Lankę. Na owej górze rosły magiczne, uzdrawiające zioła, które po dziś dzień można znaleźć w Ritigali. Roślina zwana sansevi leczy ponoć wszelki ból i zapewnia długie życie.
Swoją drogą Hanuman już wcześniej odwiedził Sri Lankę. A stało się to gdy król Rawana porwał Sitę, małżonkę Ramy. Hanuman został wysłany by odnaleźć księżniczkę. Ale ta historia związana już jest z innymi miejscami na Sri Lance. A wszystko to opisane było w Ramajanie, słynnym, napisanym w sankrycie eposie przedstawiającym dzieje Ramy.
Buddyjski klasztor
Po minięciu niewielkiej sadzawki, wydeptana ścieżka zamieniła się w szeroki na 1,5 metra kamienny chodnik, który wijąc się między gęstą zielenią łączył wszystkie najważniejsze budynki klasztoru. Choć ruiny rozmieszczone są na przestrzeni 24 hektarów (!) to nie robią tak dużego wrażenia, jak ich otoczenie. Nasz przewodnik tłumaczył nam do czego służyły kolejne budynki, gdzie był szpital, gdzie latryna, gdzie mnisi oddawali się medytacji, gdzie się uczyli i gdzie odbywali ceremonie. Oglądaliśmy pozostałości kamiennego mostu i dziwne “ronda” po których mnisi chodzili w kółko medytując. Zadziwiająca była symetria tych ruin, zastanawiające było też to, jakim cudem mnisi przetransportowali te ogromne bloki granitu i innych kamieni przez dżunglę w górę wzgórza? To pewnie pozostanie zagadką. Wiemy jednak, że klasztor zamieszkiwali mnisi, którzy poddawali się bardzo surowej ascezie, zwani pamsukulika. W pewnym miejscu skręciliśmy w lewo, by dotrzeć do pozostałości po bibliotece. Stąd rozpościerał się widok na otaczającą nas dżunglę Ritigala Strict Nature Reserve. Nie wolno nam było schodzić z wytyczonego szlaku, więc wróciliśmy na kamienne schodki. Choć był to buddyjski klasztor, nigdzie nie napotkaliśmy żadnej stupy czy posągu buddy. Nie znaleźliśmy też wejścia do tunelu, który kiedyś ponoć prowadził do Anuradhapury. Trafiliśmy za to na ciekawy kamień, z wydrążonymi małymi dziurkami, w których mnisi palili ogień.
Unikalny klimat
Po upałach w Anuradhapurze w Ritigala panował przyjemny chłód, który zapewniała gęsta roślinność, która przepuszczała tylko niewielką część promieni słonecznych. Ritigala to też najwyższy szczyt w północnej części kraju, dlatego też jest tu chłodniej niż w pobliskich rejonach. Nic dziwnego, że mnisi wybrali właśnie to miejsce na zbudowanie swojego klasztoru. Ritigala znana jest nie tylko dzięki specyficznemu klimatowi, ale też unikalnej wegetacji. Można tu znaleźć zioła i inne rośliny nie spotkane nigdzie indziej na całej Sri Lance, chociaż można je podobno znaleźć w niektórych częściach Indii (czyżby legenda była prawdziwa?).
W Ritigali spotkać można też wiele gatunków zwierząt, np. wargacza leniwego, leoparda, 4 gatunki dzikich kotów, a także wiele gatunków ptaków, gadów i owadów. My (niestety albo “stety”, zależy jak na to patrzeć) spotkaliśmy tylko te ostatnie. Za to flora, szczególnie gigantyczne drzewa i szeroko rozgałęziającymi się korzeniami zrobiły na nas mega wrażenie!
Na sam szczyt góry Ritigala niestety nie mogliśmy dojść. Wymaga to bowiem specjalnego pozwolenia i większej ilości czasu. I choć byliśmy w stanie go poświęcić, nasz samozwańczy przewodnik nie chciał się zgodzić. Po około dwóch-trzech godzinach zwiedzania wróciliśmy się na parking.
Dodaj komentarz