Mówimy: akademik, myślimy: sex, drugs & rock’n’roll, prawda? Cóż, może i w Polsce tak (pamiętna krakowska “Bydgoska”), ale Łotwa to zupełnie inny świat: świat absurdów, farsy i przesadnej kontroli.

Akademik przy Vienibas Iela

Budynek akademika, w którym przyszło mi mieszkać w swoich ścianach gościł już dobre kilka pokoleń studentów. Nieremontowany od dobrych kilkudziesięciu lat (nie licząc remontu elewacji zewnętrznej), przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy: rozpadające się meble w stylu wczesnych lat 50-tych, drewniana podłoga z kilkucentymetrowymi dziurami pomiędzy deskami, w których kiedyś dla żartu zasadziliśmy drzewka, metalowe łóżka niczym z przedwojennych szpitali, poobdzierane ściany – niezbyt zachęcający widok. Na każdym piętrze była jedna kuchnia i jedna łazienka. Kuchnia – w której na wyposażeniu były tylko 3 stare gazowe kuchenki z jednym działającym piekarnikiem. Żadnego stołu czy blatu do przyrządzania jedzenia, żadnych szafek. Łazienki – 4 toalety, szereg umywalek i sala z 4 prysznicami (po bokach oddzielonymi ściankami, ale od frontu bez żadnej nawet zasłonki) zamykana na klucz. Żeby się wykąpać trzeba było zejść na recepcję, poprosić o klucz, wpisać się na listę (podając imię i nazwisko, numer pokoju, datę i czas), a po odbytej kąpieli oddać klucz z powrotem i znowu wpisać się na listę. Czyli krótko mówiąc czas kąpieli był monitorowany, a zbyt długie ablucje niewybrednie komentowane przez recepcjonistki. Czystość łazienek pozostawiała dużo do życzenia, tak samo jak higieniczne zwyczaje Łotyszy – wiele moich koleżanek ograniczało się do 2 kąpieli w tygodniu…

Zasady panujące w łotewskim akademiku

Studentów traktuje się tutaj trochę jak dzieci. Zacznijmy od tego, że malchikidievochki (tak, tak się tutaj mówi o bądź co bądź dorosłych ludziach) mieszkają na osobnych piętrach. W akademiku na Venibas iela pierwsze piętro zarezerwowane było dla studentów, a kolejne trzy dla studentek. W dodatku kwaterowanie odbywało się na zasadzie przynależności etnicznej, czyli Rosjanie z Rosjanami, Łotysze z Łotyszami, Polacy z Polakami i tak dalej… Wizyty dziewczyn w pokojach chłopaków (i na odwrót) nie były mile widziane, chociaż oficjalnie nie można było ich zakazać.  Przebywanie w nie swoim pokoju po godzinie 22.00 też było wzbronione. Cały akademik zamykany był z nastaniem ciszy nocnej, czyli dokładnie o 22.00. Jeśli po tej godzinie wracałeś z imprezy, musiałeś zapukać do drzwi, obudzić recepcjonistkę i poprosić ją o wpuszczenie do środka.  Oczywiście przy okazji nie można było się obejść bez skarcenia albo przynajmniej nieprzyjemnej rozmowy. Czujne oko recepcjonistek monitorowało też delikwentów, a informacje o niesubordynowanych przekazywane były do komandirszy – czyli zarządzającej ośrodkiem. Brzmi jak akademik? Czy może kolonia karna? Albo ośrodek dla młodocianych delikwentów 🙂 Chociaż wszystkie te zasady, pisane i niepisane były dla nas co najmniej dziwne, a czasami wręcz oburzające, ciągłe upomnienia (niekiedy przeradzające się w krzyki i awantury) recepcjonistek i komandirszy przyjmowaliśmy, w większości przypadków, ze stoickim spokojem. Proste – dla nas to były absurdy, z których mogliśmy się śmiać i z których później powstawały fajne anegdoty. Ale znosić to przez cały okres studiów – nigdy w życiu!

Relacje między studentami

Segregacje etniczne nie wpływały pozytywnie na atmosferę. Już od początku dało się zauważyć, że grupy Rosjanek i Łotyszek rywalizowały ze sobą, prawiły sobie złośliwości lub w ogóle ze sobą nie rozmawiały – nawet się ze sobą nie witały na korytarzu! Dla mnie, przyzwyczajonej do wielkiej zażyłości mieszkańców mojego krakowskiego akademika, gdzie wszyscy byliśmy praktycznie jak jedna wielka rodzina, zwyczaje w łotewskim akademiku to był szok. Postanowiłam więc się temu sprzeciwić. Powiedziałam komandirszy, że nie chcę mieszkać z Polkami – nic osobistego, po prostu chciałam podszkolić język, dlatego chciałam mieszkać z kimś “stąd”. Komandirsza bardzo się zafrapowała, bo pytała kilku dziewczyn, i Rosjanek z pochodzenia, i Łotyszek, ale nikt nie chciał mnie w swoim pokoju. W końcu zamieszkałam z Tanią – pochodzącą z Kraslavy dziewczyną rosyjskiego pochodzenia, a w drugim semestrze dołączyła do nas Maria, Hiszpanka. W ten sposób nasz pokój został najbardziej multietnicznym w całym akademiku.

Gdy wraz z niewielką grupką studentów z wymiany zamieszkaliśmy w daugavpilskim akademiku naprawdę ciężko było nam zaadaptować się do tutejszych warunków, szczególnie jeśli chodzi o stosunki międzyludzkie. Jeśli chodzi o mentalność, to Łotysze w wielu kwestiach wciąż jeszcze nie są zbyt otwarci. Na szczęście, dzięki takim programom jak Erasmus, wszyscy mamy szansę poznać inne kultury i czerpać z nich to co najlepsze. Z czasem udało nam się przekonać współmieszkańców do integracji, wspólnych imprez i spędzania wolnego czasu – w końcu mieszkaliśmy razem i widywaliśmy się codziennie. Nie przyszło nam to łatwo, ale wszyscy zyskaliśmy mnóstwo ciekawych i trwałych znajomości.